[RECENZJA] George R.R. Martin - "Lodowy Smok"

Czy ten blog byłby normalny bez recenzji książki?

Nie tak dawno przeczytałam [pierwszy raz w swoim życiu] książkę słynnego George R.R. Martin`a. Nie będę ukrywać, do tego typu literatury nie pałam miłością, dlatego też sceptycznie podeszłam do tego tytułu. Mój sceptycyzm nie wynika z tego, że to jest dobry autor i trzeba od razu w jakiś sposób "nastawić się" do czytania jego dzieł. 

Myślę też, że autora nie muszę nikomu przedstawiać. Zatem przejdę od razu do dzieła.


"Lodowy smok" nie jest wybitnie długą pozycją. Liczy zaledwie 110 stron. Opowiadanie to pierwszy raz zostało wydane w 1980 roku.

Lodowy smok był przerażającą, legendarną istotą. Nikomu dotąd nie udało się oswoić takiego smoka. Tam, gdzie przeleciał, zostawiał za sobą zimne pustkowie i zamarzniętą ziemię. Ale Adara nie czuła strachu, była bowiem zimowym dzieckiem, urodzonym podczas mrozów tak srogich, że nawet najstarsi takich nie pamiętali. Adara nie przypominała sobie, kiedy po raz pierwszy ujrzała lodowego smoka. Zdawało jej się, że zawsze był obecny w jej życiu. Dostrzegała go w oddali, bawiąc się w lodowatym śniegu, gdy inne dzieci dawno już uciekły do domu przed zimnem. W czwartym roku życia dotknęła go, a w piątym po raz pierwszy poleciała na jego szerokim mroźnym grzbiecie. Potem, w siódmym roku jej życia, na spokojne gospodarstwo rolne, w którym żyła Adara, opadły ogniste smoki z północy. Tylko zimowe dziecko i lodowy smok, który je kochał, mogły ocalić świat Adary przed całkowitym zniszczeniem…


Lodowy smok jest jedyną książką dla dzieci w dorobku George’a R.R. Martina, zdobywcy wielu nagród i autora bestsellerowej sagi „Pieśń Lodu i Ognia”.

Jeśli ktoś spodziewa się, że fabuła tej książki jest podobna [i podobnie rozbudowana] do fabuły Gry o Tron to może się mylić. Nie mylmy opowiadania z pięcioma [?] tomami książki. To książka bardziej skierowana do dzieci, aniżeli do dorosłych, przynajmniej ja [czytając tę książkę] mam takie odczucia. Ilość ilustracji również przemawia za moją tezą. Ale też i sposób... tłumaczenia książki. Pozycja napisana przystępnym językiem, nawet dla najmłodszego czytelnika. Nie można również powiedzieć tego, że w tej książce nie ma emocji. To dzieło to przygoda... do której długo nie sięgnę drugi raz.

Komentarze

  1. Kurcze, zapowiada się naprawdę fajnie ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Lubię takie opowieści :) Ciekawe czy młodsza siostrzenica by to przeczytała 🤔

    OdpowiedzUsuń
  3. Autora oczywiście znam, ale jego książek nigdy nie czytałam, bo trochę nie mój klimat :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Ooo to coś dla mojego chrześniaka, muszę mu polecić :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Tak mało stron to można szybciutko przeczytać:D

    OdpowiedzUsuń
  6. Trochę się wahałam, ale 110 stron to nie tak dużo na eksperyment :)

    OdpowiedzUsuń
  7. Nigdy nie czytałam książek tego autora. Ciekawi mnie jego styl, chociaż faktycznie gatunek nie do końca jest w moim guście :)

    OdpowiedzUsuń
  8. Nie wiem czy uwierzysz ale ja nie miałam w ręce żadnej jego książki.

    OdpowiedzUsuń
  9. Przeczytam kiedyś synowi jak jeszcze trochę podrośnie :)

    OdpowiedzUsuń
  10. Gra o tron mi się zaraz przypomina... O mamo, ile ja czasu spędziłam na oglądaniu tego.

    OdpowiedzUsuń
  11. Czaje się na przeczytanie Gry o Tron 😁 Ta pozycja nie do końca mnie ciekawi:)

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Dziękuję za zainteresowanie postem. To motywuje mnie do dalszej, systematycznej pracy. Pozdrawiam,

Sandra. :)